Dobrze wykorzystany pomysł – recenzja filmu “Na skraju jutra”
Koncepcja pętli czasu może być ciekawym punktem wyjścia do konstruowania własnej opowieści. Nie schemat fabularny jest bowiem najważniejszy, lecz umiejętne posłużenie się możliwościami, które on oferuje. Dobrze to widać na przykładzie filmu “Na skraju jutra”.
Nie czytałem powieści, którą napisał Hiroshi Sakurazaka (wyszła u nas pod tytułem „Na skraju jutra – All You Need Is Kill”), dlatego odnoszę się wyłącznie do filmu science-fiction Douga Limana z Tomem Cruisem w roli głównej. A ten mi się podobał.
Jest to bowiem sprawnie opowiedziana historia, i mimo że prowadzona jest w dość przewidywalny sposób, dostarcza sporo emocji i ogląda się ją z przyjemnością. Dlatego zachęcam wszystkich do obejrzenia „Na skraju jutra”, gdyż jest to świetny przykład wykorzystania pomysłu pt. „bohater wciąż na nowo przeżywa ten sam dzień”.
Bohater zamknięty w pętli czasu
Początkowe pytanie o fabułę, czyli pytanie „co by było gdyby” nie zawsze musi być oryginalne. Wielu twórców zapewne zadało sobie to samo bądź bardzo podobne pytanie i zaczęło tworzyć swoją opowieść. Samo pytanie, czy wręcz skorzystanie z gotowego schematu fabularnego, to jednak za mało, by osiągnąć sukces. Liczą się konkretne wybory twórcy i ich wykonanie – pomysł na rozwój fabuły, to, w jakiej scenografii osadzimy wydarzenia, jakich bohaterów powołamy do życia, w jaki sposób poprowadzimy narrację, itp.
Ten sam schemat fabularny może się różnić diametralnie, o czym szerzej pisałem w tekście „Wykorzystywanie schematów fabularnych”, w którym opisuję, co łączy współczesny serial „Breaking Bad” z powieścią „Błękitny zamek” Lucy Maud Montgomery sprzed ponad dziewięćdziesięciu lat.
To samo tyczy się zamknięcia w pętli czasu. Kto przeżywa wciąż na nowo ten sam dzień? W „Na skraju jutra” jest to spec od public relations, który w bojowym egzoszkielecie zmuszony jest walczyć z najeźdźcami z kosmosu.
Kto inny? Jeśli rozmawiamy o filmach, od razu przychodzi do głowy komedia romantyczna pt. „Dzień świstaka” z 1993 roku. Schemat podobny, ale całość całkowicie inna – w tym przypadku mamy prezentera pogody, który przyjeżdża do małego miasteczka, by zrelacjonować doroczne święto. Nowszy przykład to chociażby „Kod nieśmiertelności” z 2011 roku – w tym przypadku jednak nie do końca twórcy poradzili sobie z połączeniem ciekawego pomysłu z hollywoodzkimi wymogami szczęśliwego zakończenia, a szkoda, bo początek filmu jest naprawdę intrygujący.
Sam pomysł to nie wszystko
Twórcy “Na skraju jutra” umiejętnie ułożyli elementy historii i tak sprawnie ją poprowadzili, że wszelkie niejasności logiczne czy wątpliwości odnośnie fabuły wyłapujemy dopiero po zastanowieniu, po obejrzeniu całego filmu. W trakcie seansu dajemy się wciągnąć w historię człowieka, który trafia na front i zmuszony jest walczyć, choć nie ma koniecznych umiejętności i zupełnie przez przypadek trafia w pętlę czasu. Następnie poznaje kobietę, w której stopniowo się zakochuje i którą z czasem stara się ochronić.
Wiadomo, jak film się skończy, ale to nie ma żadnego znaczenia – liczy się, w jaki sposób do tego dojdzie. I w tym przypadku twórcy nie zawiedli. „Na skraju jutra” trzyma w napięciu, tam gdzie powinien, jest zabawny w odpowiednich momentach i co ważne, wszystko pokazane jest w subtelny sposób – czasami wystarcza dosłownie jedna scena, która jest punktem zwrotnym w opowieści i jednocześnie płynnie posuwa akcję do przodu.
Motyw bohatera w pętli czasu jest jedynie zalążkiem opowieści, jednak to, co się liczy, to jej oryginalne rozwinięcie. Dlatego jeśli zastanawiacie się nad własną historią, w której bohater wciąż na nowo budzi się w danym dniu i od początku musi go przeżywać i macie wątpliwości, że kogoś powielacie, to obejrzyjcie „Dzień świstaka”, a potem „Na skraju jutra”. Jeśli wasz pomysł, choć bazujący na tej koncepcji, jest całkowicie odmienny, wtedy zacznijcie pisać własną opowieść. Powodzenia!
Informacje o książce „Na skraju jutra”, na podstawie której powstał film – autor: Hiroshi Sakurazaka, tłumaczenie: Anna Horikoshi, wydawnictwo: Galeria Książki, liczba stron: 280.
Widziałam film i moim zdaniem był naprawdę fajny :)
Nie zgadzam się z tą pętlą czasu i powtarzalnym dniem. To jest przecież odwzorowanie gry komputerowej, gdzie traci się życie za życiem i dopiero za setnym razem udaje się dojść do finału. Ale film świetny.
Fajne jest to, że w przypadku filmu czy powieści można ciekawie pokazać/opisać, jak zmienia się bohater wraz z każdą “powtórką”.
Film bardzo fajny… od razu skojarzył mi się z “Dniem świstaka”. Pomimo, że fabuła przewidywalna to dobrze się bawiłam oglądając go. Chociaż zabrakło mi tych fragmentów (chociażby krótkich) jak główny bohater dowiaduje się tych wszystkich ciekawych rzeczy o ludziach wokół :)
Myślę, że motyw powtarzania dnia ma wielki potencjał… Szkoda, że tak niewiele o tym historii w książce i filmie :)
Pozdrawiam!
Uni…
Skojarzenie nasuwa się od razu, prawda? :-) Brak fragmentów pokazujących, w jaki sposób bohater dowiaduje się szczegółów z życia innych jest jednym z najsłabszych aspektów filmu. Scenarzyści chyba nie mieli po prostu pomysłu, jak to pokazać, bo niby w jaki sposób w ciągu jednego dnia udałoby mu się zdobyć tyle cennych informacji. Na szczęście nie przeszkadza to w odbiorze filmu :-)
Polecam książkę, bo jest równie dobra co film, albo nawet lepsza. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że sporo się różni od filmu, ale jest to zmiana na lepsze.
Dzięki za komentarz :). To rzadka sytuacja, że film jest lepszy niż książka, warto więc tym bardziej przeczytać powieść, by zobaczyć, jak scenarzyści “poprawili” opowieść.