Które tłumaczenie “Władcy Pierścieni” jest najlepsze?

Opublikowano 27 sierpnia 2014 w: Polecane książki | 43 komentarze

Niedawno znajomy pochwalił się, że zamierza kupić „Władcę Pierścieni”. Od razu spytałem go, w czyim tłumaczeniu, gdyż akurat przy tym tytule ma to duże znaczenie.

Opisując i polecając różne biografie J.R.R. Tolkiena napisałem, że “Władca Pierścieni” jest w mojej opinii jedną z najważniejszych książek XX wieku. Mało jest powieści, które są tak pełne rozmachu i powołują do życia świat i bohaterów, którzy towarzyszą czytelnikowi już do końca życia.

Warto jednak poznać to monumentalne dzieło w dobrym tłumaczeniu. Oczywiście, niektórzy powiedzą, że najlepiej czytać w oryginale, jednak nie jest to opcja dla każdego, a poza tym istnieje tłumaczenie, które w moim przekonaniu oddaje ducha prozy Tolkiena.

Najlepsze tłumaczenie „Władcy Pierścieni”
Uważam, że najlepiej czytać powieść J.R.R. Tolkiena w tłumaczeniu Marii Skibniewskiej i pod redakcją Marka Gumkowskiego. „Władcę Pierścieni” w tej wersji wydaje wydawnictwo Muza. Lubię ten przekład i za każdym razem jestem pod wrażeniem tłumaczonej przez Marię Skibniewską historii.


Podoba Ci się moje pisanie? Napisałem również powieść (do kupienia za ok. 12 zł): Porachunki - Wojciech Krusiński


W drugiej kolejności polecam przekład Marii Frąc i Cezarego Frąc, które wydaje wydawnictwo Amber. Czytałem tylko fragmenty w tłumaczeniu państwa Frąc i są one poprawne. Nie zmieniają istoty opowieści, dlatego jeśli macie „pod ręką” akurat wersję w tym przekładzie – możecie śmiało czytać. A potem – dla porównania – i tak zachęcam do przeczytania „Władcy Pierścieni” w tłumaczeniu Marii Skibniewskiej :-).

Zdecydowanie nie polecam tłumaczenia Jerzego Łozińskiego, który moim zdaniem zbyt zaingerował w treść prozy Tolkiena, w tym w określenia dotyczące bohaterów. Przyznam, że strasznie mnie irytowało czytanie m.in. o Łaziku i krzatach…

W sieci znajdziecie dużo stron analizujących tłumaczenia „Władcy Pierścieni”. Niektórzy wychwalają wręcz przekład Łozińskiego twierdząc, że pozostałe dwa są zbyt „drewniane”. Uważam jednak, że większe jest prawdopodobieństwo, iż w tym tłumaczeniu zniechęcicie się do powieści Tolkiena.

Na koniec: na tej stronie możecie przeczytać krótki fragment prozy Tolkiena w trzech tłumaczeniach. Zobaczycie tam również kilka przykładów jak bardzo Jerzy Łoziński zmienił nazewnictwo.

Gdzie kupić?

O mnie:

Nazywam się Wojtek Krusiński i goodstory.pl to mój blog dotyczący pisarzy i trudnej, ale i fascynującej sztuki tworzenia ciekawych, wciągających opowieści. Więcej informacji znajdziesz na stronie kontaktowej.

Jeśli chcesz wspomóc ten blog, zachęcam do kupna mojej debiutanckiej powieści "Porachunki". Zobacz opis >

Prowadzę również serwis o podróżach PolskaZwiedza.pl, na którym dzielę się wrażeniami ze zwiedzania Polski i innych krajów świata. Zapraszam do odwiedzin!

43 komentarze

  1. Niestety wiekszosc przeciwnikow tlumaczenia Lozinskiego powtarza bledne argumenty. Ze Bagoszno czy Bagosz to co najmniej przestepstwo, jak nie zbrodnia. Tymczasem takie sa wlasnie tlumaczenia Wladcy Pierscieni na inne jezyki (chociazby hiszpanski czt francuski). Tam jakos nie budzi to wielkich kontrowersji.
    Warto sie zastanowic, czy przypadkiem dla Tolkiena czy szerzej Anglika Baggins nie brzmi przypadkiem jak Bagosz dla Polaka. Tak wlasnie jest. Strider to faktycznie jest Lazik, zreszta takie samo tlumaczeni funnkcjonuje np. w znanej grze morrowind. Jaki sens dla Polaka ma Hobbiton, a nie Hobbitowo? Zaden. Dla nas te nazwy brzmia obco, a tymczasem dla Tolkiena i odbiorcy anglojezycznego to so nasze wólki czy przysiolki brak tlumaczenia naz wlasnych zmienia odbior powiesci na inny niz zamierzony przez autora – gdyby Tolkien chcial umiescic nazewnictwo w obcym kontekscie to by nie uzywal angielskich nazw piszac ksiazke po angielsku w angli dla angielskiego czytelnika (np. Bucklebury to miasteczko z ktorego pochodzi obecna ksiezna Cambridge).

    • Dzięki za komentarz. Mnie jednak raził ten Łazik. Jakoś za pospolicie to brzmiało zważywszy, że synonimem jest właśnie o wiele lepiej brzmiący Obieżyświat. Już nawet Tułacz albo Wędrowiec wypada lepiej moim zdaniem. Ale nie chodzi tylko o nazwy, lecz o klimat opowieści. W tłumaczeniu Marii Skibniewskiej “Władcę Pierścieni” czyta się lepiej. Zachęcam oczywiście wszystkich do wyrobienia sobie własnego zdania, warto bowiem tę historię przeczytać kilka razy :-)

      • @WOJTEK
        Poszperałem w internetach i większość poleca właśnie Skibniewską pod redakcją Gumkowskiego od Muzy. Wydawnictwo to oferuje Władcę Pierścieni w dwóch wydaniach: jednotomowym (2019) i trzytomowym (2013). Orientujesz się może czy tłumaczenie Skibniewskiej różni się w tych wydaniach? Celuję w trzy tomy ze względu na wygodę, ale aktualność tłumaczenia jest dla mnie nadrzędna. :D

        • Cześć, niestety nie wiem. Przykro mi, że nie jestem w stanie pomóc :-( Ale masz rację, że wygodniej będzie czytać wydanie trzytomowe niż jednotomowe :-)

      • Łazik to trochę bardziej na Marsie :-)

    • Ja zamierzam czytać opowieści tolkiena w języku polskim, aby ulepszyć również mój język polski. To mój pierwszy raz. I właśnie się z tym temat z góry zajmuję.
      Co do tłumaczenia niemieckiego np. , mogę potwierdzać że nawet w starym wydaniu anglojęzyczne nazwy są tłumaczone na język niemiecki. Tolkien doradzał Margaret Carroux, tłumaczka w wykonaniu pierwszej niemieckiej wersji. Więc Tolkien nie przeciwstawiał się tłuamczeniu nazw. Ale wyraźniej nie godziłby się na wszystkie zmiany, bo się obrażał że tłumaczy z szwecji i holandii tak według niego źle tłumaczyli nazwy. Skibniewska raczej bardzo mało tłumaczyła. Po pierwszych tłumaczeniach autor wydał pewne reguły i wyjaśnienia dla tłumaczów. Jedak konkretne wskazówki dotyczą przede wszystkim germańskie języki, gdyż na tych się znał.
      Dam wam przykład. Strider to Steicher ( widać podobieństwo języków)
      a po niemiecku Streicher to jest raczej ktoś które jest biedny, nie ma stałego miejsca mieszkalnego i może nawet podejrzano, że mógłby ktoś oszukiwał. Żyje tu i ówdzie. Może to “włóczęga” po polsku.
      Choć w internecie jest napisane że “strider” pochodzi od słowa “wojownik, walczyć” może źle interpretuję.
      Z słowa “shelob” , to ten pająk. Robili w niemieckiej wersji Ankra, choć pochodzenia nazwy nie rozumie przycięty niemiec ale tak samo jak “shelob” wywodzi się z gwary, ale z gwary niemieckiej.
      Autor również odradził od używania słowa “Gau”. Co jest dobre tłumaczenie, ale kojarzy się niestety nazistami po drugiej wojny, więc w Niemczech jest to “Auenland” to nie “shire”. Dosłownie ” równina zalewowa kraj”

      Pod sumując chcę powiedzieć że “polonizacja” nie jest nic złego, i na pewno Tolkien by się cieszył jeżeli ona jest zrobiona roztropnie biorąc pod uwagą oryginalną wersję. Często niestety zauważyłem że Polacy nie lubią polonizacji. Choć dla Niemca jest to coś całkowicie normalnego i zwykłego.

      Zastanawiam się czy Tolkien wspominał coś o polskiej wersji, skoro od wielu wcześniej pojawiła się. Chyba z braku wiedzy języka polskiego nie umiał tego oceniać, ale nie mogę sobie wyobrazić, że nie prosił zaprzyjaźnionego polaka o opisie i jego ocenie tłumaczeń Skibniewskiego. Nie mogę wyobrażać że przynajmniej nie zaglądał do książki. Czy ktoś o tym coś wie?
      Polskie tłumaczenie było trzecim tłumaczeniem na całym świecie, i poprzednich nie lubił Tolkien, dlatego się zastanawiam.

      Jeżeli ktoś się interesuje poradnikiem Tolkiena, tu możecie go czytać:
      http://www.tolkien.ro/text/JRR%20Tolkien%20-%20Guide%20to%20the%20Names%20in%20The%20Lord%20of%20the%20Rings.pdf

      • W Polsce nie ma tradycji żeby wszystko spolszczać, tak jak nie ma tradycji dubbingowania wszystkich filmów, w przeciwieństwie do Niemiec…
        Nazwy własne są nazwami własnymi. Nikt z nas nie chciałby aby jego nazwisko, z jakiegoś niezrosumiałego powodu było nagle tłumaczone po wyjeździe za granicę.
        Kowalski jadąc do Wielkiej Brytanii nie staje się nagle Smith’em

    • e tam, nie wiesz co dobre

  2. A ja miałbym pytanie odnośnie oryginalnej wersji książki. Które wydanie najlepiej przeczytać? I czy można gdzieś ją wypożyczyć(nie chcę kupować)?

    • Cześć, tutaj niestety nie jestem w stanie pomóc :-( Ale z tego, co widzę na Amazonie niektóre wydania są uzupełnione pięknymi ilustracjami, grafikami, itp., jeśli jednak chcesz tylko wypożyczyć powieść to wydaje mi się, że bierz po prostu to, co będzie dostępne w bibliotece :-) Jeśli nie będzie w Twojej bibliotece, to poszukaj w językowej. Tam powinni mieć egzemplarz.

      • Ale czytał Pan oryginał “Władcy Pierścieni”, skoro decyduje się Pan na tak stanowcze opinie?

        Chciałabym też zauważyć, że w przypadku książek tłumaczonych ZAWSZE ma znaczenie, czyj przekład wybieramy. W przypadku Tolkiena, który ma wielu fanów i miłośników, ludzie powszechnie zwracają na to uwagę, ale zawsze tłumacz jest osobą, która w olbrzymim stopniu decyduje o odbiorze dzieła. Powiedzieć: “Nie lubię Shakespeare’a”, jeśli nie czytało się go w oryginale, to powiedzieć: “nie lubię przekładów Barańczaka/Słomczyńskiego/Paszkowskiego/…” itd. Tak samo jest w przypadku mniej znanych pisarzy. Często się zdarza, że pierwsza książka w złym tłumaczeniu skreśla pisarza z rynku w danym kraju

        • Moje “stanowcze opinie” dotyczą właśnie tłumaczenia, a nie samego dzieła Tolkiena. W oryginale czytałem jedynie fragmenty – za bardzo skupiałem się wtedy na języku niż na samej historii, dlatego stale powracam do wersji polskiej. I cieszę się, że wznowiono tłumaczenie Marii Skibniewskiej.
          Zgadzam się, że na tłumaczu ciąży duża odpowiedzialność, bowiem nie da się wszystkich pisarzy czytać w oryginale. Czy to znaczy, że nie powinniśmy rozmawiać o ich twórczości? Oczywiście, że powinniśmy oceniać ich dzieła i jeśli piszę, że nie podoba mi się dana powieść, to właśnie mam na myśli polską wersję językową. Dlatego tak ważna jest rola tłumacza, ale również i redaktora, by jak najlepiej przygotować przekład.
          Odbiór twórczości pisarza w danym kraju w dużym stopniu zależy od tłumacza – pełna zgoda. Dla mnie najlepszym przykładem jest Piotr W. Cholewa, który kapitalnie przełożył na język polski książki Terry’ego Pratchetta.

  3. Zadziwiający jest podziw dla tłumaczenia Skibniewskiej i nagonka na Łozińskiego. Zapewne spowodowane jest to utartymi schematami i nieustannie powielanymi krytykami, jak to szerokim łukiem trzeba omijać pana Łozińskiego. Jeszcze dziwniejszy jest fakt, że większość krytykujących (albo i całość), nigdy nie trzymała w dłoni poprawionej wersji. Nie czytałam tej pierwszej, choć nie dało się o niej nie słyszeć i zgadzam się, że Bagoszno i jemu pokrewne aż razi w oczy i z pewnością nie jest to dobre tłumaczenia na spotkanie ze Śródziemiem. Jednakże nowa wersja pozbawiona jest tego typu błędów, część wierszy świetnie przetłumaczył Gumkowski, a sama treść? Moim zdaniem Łoziński operuje bogatym językiem, może nie jest to proste tłumaczenie, ale ma swój klimat. Niedawno zrobiłam sobie drobne porównanie pewnych fragmentów w tłumaczeniu Skibniewskiej i Łozińskiego, ażeby zobaczyć, czy rzeczywiście to pierwsze powali mnie na kolana, ale tak nie było. Nie czułam tej atmosfery, tłumaczenie dla mnie było zbyt schematowe, zbyt proste, zbyt nowoczesne. Dużo osób wyśmiewa Łozińskiego za “Łazika”, ale wystarczy zgłębić nieco angielskiego Strider’a, żeby zobaczyć, że w rzeczy samej nie jest to błąd. Możliwe, że Obieżyświat brzmi lepiej, ja sama byłam do niego przyzwyczajona ze względu na filmy i kiedy pierwszy raz czytałam Władcę, ciężko było się przestawić, jednak czy Obieżyświat to obraźliwe miano? Nie. Książka wyraźnie mówi o prześmiewczym, wręcz uwłaczającym przezwisku. Do wszystkiego można się przyzwyczaić. Nie krytykuję Skibniewskiej, ale uważam, że należy dać szansę poprawionej wersji Łozińskiego, bo naprawdę nie ma w niej nic złego, wręcz przeciwnie, ma w sobie coś magicznego, czuć, że trzyma się wyjątkową książkę.

    • Nie ma takiego cytatu w oryginale, a cała twoja teoria jest kuriozalna.

    • Faktycznie przezwisko powinno być nieco obraźliwe, albo chociaż dwuznaczne. Obieżyświat nie spełnia tego warunku, ale Łazik też nie, bo wszystkie skojarzenia są współczesne, nie mogłyby być więc wymyślne przez postaci ze świata wzorowanego na średniowieczu. Pasowałby tu najlepiej Włóczykij. Podróżni często korzystają z lasek/kijów do podparcia, ale miano może mieć lekki podtekst. No, ale żeby Śródziemne nie leżało nagle za blisko doliny muminków… No i nie zapominajmy, że Strider zawiera w sobie ten nieszczęsny “krok”, dosłowne tłumaczenie miałoby brzmieć “kroczący” (bleh…)?

  4. Ja jestem oburzony przekładem Skibiniewskiej, ponieważ kiedy zacząłem czytać I tom, znalazłem pewną informację w przypisie u dołu strony, w prologu, cz. 1 W sprawie hobbitów. Dotyczyła ona Dunedainów, a przypis mogę zacytować:

    ,, Dunedainami nazwały elfy jedyną rasę ludzką znającą język elfów. Dunedainowie, mieszkańcy Numenoru, czyli Westernesse, byli jasnowłosi, większego wzrostu niż inni ludzie i żyli trzy razy dłużej od nich; znakomici żeglarze, królowali wśród ludzi.’’

    Osobiście nie czytałem oryginału, ale to wielki skandal, że Dunedainowie, lud który miał rządzić w wykreowanym przez Tolkiena, fantastycznym świecie został w ten sposób opisany. Nie wiem czy tak naprawdę pisał Tolkien, czy raczej Skibiniewska tak przetłumaczyła jego tekst, jednakże chciałbym, żebyście zwrócili uwagę na informację o kolorze włosów. Załóżmy najpierw, że tak mógł napisać Tolkien, a Skibiniewska przetłumaczyła prozę zgodnie z oryginałem.
    Nasuwa wtedy mi się myśl, że Tolkien chciał w jakiś sposób wywyższyć ludzi jasnowłosych. Tak więc, jeśli ktoś ma ciemne włosy może czuć się źle czytając książkę, w której opisany jest świat fantasy, gdzie rządzą ludzie jasnowłosi.
    Powiem więcej, fakt, że w tłumaczeniu Skibiniewskiej Dunedainowie w ten sposób są opisani może świadczyć, że Tolkiena ciągnęło do ideologii nazistowskiej.
    Naziści uważali, że istnieje rasa panów, a ową rasą jest ,,rasa aryjska”, którą charakteryzuje kolor włosów jasny blond.
    Mi osobiście od razu nasuwa się skojarzenie Dunedainów z nazistowską ,,rasą aryjską”.
    Dlaczego więc Tolkien jest tak popularny na świecie, skoro mógł mieć nazistowskie poglądy. Chyba, że on wcale tak nie pisał, tylko jego książka została niewłaściwie przetłumaczona przez Skibiniewską. Uważam, że trzeba się nad tym poważnie zastanowić.

    • Istnieje mnóstwo interpretacji twórczości Tolkiena (niektóre są równie zbyt daleko idące, jak niestety Pana). Żadna nie udowadnia, że Tolkien chociaż w najmniejszym stopniu sympatyzował z ideologią nazistowską. Są natomiast dowody, że Tolkien krytykował „czystość rasową”. Jest również interpretacja, że Tolkien w swojej twórczości dobitnie udowadnił, że był gorliwym wyznawcą Kościoła rzymskokatolickiego.

      Tolkien stworzył rozległy, niesamowicie szczegółowo opisany świat, który wciąż imponuje. Zachęcam do patrzenia na niego jako całości, a nie brania tylko jednej małej części i wyciągania z niej daleko idacych wniosków. Swoją drogą warto sięgnąć po jakąś biografię J.R.R. Tolkiena, z której dowie się Pan, jak jego twórczości była odbierana i interpretowana przez recenzentów i jakie intencje przypisywano autorowi.

      Mnie nie dziwi, że Tolkien jest dalej popularny. Różnorodność interpretacji jest tylko kolejnym dowodem na to, że proza Tolkiena dalej jest żywa i obecna w światowej kulturze.

    • O tempora, o mores! Jak można pisać takie kalumnie. Szczególnie w czasach internetu, kiedy można prześledzić całe życie autora. Ale po co, skoro można swój jakże głupi i niezweryfikowany pogląd na element twórczości autora umieścić w sieci. Człowieku! Parę minut by starczyło by sprawdzić nie tylko dlaczego akurat byli oni blondynami ale i dlaczego nie ma to w ogóle związku z ideologią nazistowską.
      “Dlaczego więc Tolkien jest tak popularny na świecie, skoro mógł mieć nazistowskie poglądy.” Przepraszam, mam do czynienia z dzieckiem czy z głupcem? Bo tylko te dwie kategorie osób wyciągają daleko idące wnioski na podstawie własnej niewiedzy w temacie.

    • Wydaje mi się, że bardziej na to związek z fascynacji Tolkiena językiem starofińskim i fińskim co wpłynęło na kształt języka elfów. W zasadzie na bardzie starych języków skandynawskich istnieją wszystkie języki elfickie. Idąc tym tropem nie trudno wysnuć przypuszczenie, że ludzie posługujący się tym właśnie językiem oraz jego protoplaści będą silnie ze sobą korelować. Zauważ , że jest dopisane iż ci ludzie byli również żeglarzami co bardziej wskazywałoby na ludy skandynawskie. Poza tym powstaje tym sposobem rodzaj bardziej odległy i bardziej fascynujący od typowej ludzkości, a jednak ludzki. Opis wydaje się bardziej pasować do ludności północy niż germanów. Poza tym jak wiadomo, Tolkien nie zawarł analogii do świata rzeczywistego więc też jej nie oceniał. Nie wydaje mi się słuszne doszukiwać się pochwały aryjskiej rasy.

    • Nie ma takiego cytatu w oryginale, a cała twoja teoria jest kuriozalna.

    • Juliusz, czy ty zdrowy jesteś?

    • matko….gratuluje dedukcji i wyszukiwania nazistowskich poglądów…skąd biora sie takie jednostki o takich naleciałościach,,, komlpeksy czy jakiś ubytek w postrzeganiu rzeczywistosci a wyszukiwaniu w niej samych negatywnych cech osób

  5. Tylko Skibniewska -tłumaczenie tej Pani ukształtowało spojrzenie na Tolkiena.
    Kiedy któryś ze znajomych trafił na tłumaczenie gdzie Hobbit był Niziołkiem(!!) to książka niezwłocznie wylądowała w koszu na śmieci.Były tam też inne kwiatki..Nie przypomnę kto to tłumaczył ale nie warto pamiętać tego tłumaczenia.

  6. A ja mimo wszystko polecam tego “stonowanego” Łozińskiego (sam mam pewne problemy z jego pierwszym przekładem). Mimo wszystko, przeczytawszy również oryginał, widzę że z przetłumaczeniem atmosfery poradził sobie trochę lepiej od Skibniewskiej. To co urzekło nas w jej tłumaczeniu, to piękno, wzniosłość i swego rodzaju patetyzm, niekoniecznie znajduje swoje odniesienie w tym co napisał Tolkien.

    Weźmy pod uwagę chociażby przydomek Aragorna. W oryginale – Strider (swoją drogą jeśli nie powinniśmy tłumaczyć nazw własnych to dlaczego tutaj zrobiono wyjątek?). W oryginale czuć, że ten pseudonim jest poniżający, uwłaczający i prześmiewczy. Ten zabieg znakomicie buduje tę postać pokazując jej podróż ku wzniosłości. Dlatego też wolę “brzydszego i śmieszniejszego” Łazika nad “wzniosłego i patetycznego” Obieżyświata.

    Taki sam “problem” mam z całym tłumaczeniem Pani Skibniewskiej. Przepięknie i wzniośle pisze nawet wtedy, gdy oryginał wymaga pewnej przyziemności i prostoty. Może właśnie dlatego ją pokochaliśmy? Za to, że z Władcy Pierścieni zrobiła epopeję, która tak głęboko wryła nam się w pamięć?

    Kocham oba tłumaczenia. Z każdego biorę coś dla siebie i w każdym znajduję przyjemność, ale zaciekłym zwolennikom Pani Skibniewskiej polecam mimo wszystko lekturę jednego z ostatnich przekładów Łozińskiego. Chociażby dla samej przyjemności przeczytania tej samej historii trochę innymi słowy. A gdy będziecie zwracać uwagę na różnice zastanówcie się skąd się wzięły zanim je znienawidzicie. A tutaj możecie znaleźć trochę więcej argumentów, może nie tyle przeciwko Skibniewskiej co za Łozińskim: http://home.agh.edu.pl/~evermind/gan02.htm

    Pozdrawiam.
    J.

    • Cześć, dziękuję za obszerny komentarz i przykłady. Myślę, że gdy kolejny raz najdzie mnie ochota, by przeczytać dzieło Tolkiena, sięgnę tym razem po „stonowanego” Łozińskiego, jak określasz jego najnowsze tłumaczenie, i sprawdzę to, o czym piszesz. Jeszcze raz dzięki!

      • Nie pozostaje mi więc nie innego jak życzyć przyjemnej lektury.

  7. Niestety link z ostatniego zdania, gdzie można przeczytać fragmenty poszczególnych tłumaczeń nie działa :-(

    • Niestety, strona nie jest już dostępna. Ale można podejrzeć jej starszą wersję :-) Oto link >

  8. Niedawno została wydana poprawiona wersja LOTRa wg Łozińskiego. Skusiłam się na ich kupno (bardzo zachęciła mnie niska cena ;)) i dopiero w trakcie czytania dotarło do mnie, że to TEN Łoziński od Bagosza. Nazwy miejscowości są dużo lepsze niż w przekładzie Skibniewskiej. Zamiast Hobbitonu jest Hobbitów, Bucklebury to Jelenisko, Ustroń to Kruczy dół (z jakiegoś powodu ta nazwa podoba mi się bardziej). Oprócz Łazika nie wystąpiły jak na razie żadne zmiany w nazewnictwie.
    Jak na razie (skończyłam I tom) nie zauważyłam innych kombinacji, więc proszę nie wieszać psów na Łozińskim.

    • Mam wydanie starsze i do niego odnoszę się porównując poszczególne wersje tłumaczeń. Nowego nie znam, więc trudno mi wypowiedzieć się na ile poprawki sprawiły, że lepiej teraz czyta się dzieło Tolkiena w tłumaczeniu Łozińskiego. Zważywszy jednak, że dalej można kupić jego starsze tłumaczenie, dalej zachęcam, by sięgnąć po”Władcę Pierścieni” w przekładzie Marii Skibniewskiej.

  9. Bardzo dziękuję za te informacje. Właśnie zleciłam uczniom do przeczytania tę książkę i chciałabym ich zachęcić, a nie zniechęcić do dalszych tomów.

    • Cieszę się, że mogłem pomóc :-)

  10. Po przeczytaniu krótkiego fragmentu Łozińskiego, miałem odruchy wymiotne. Takie te na siłę spolszczone w ogóle do mnie nie przemawiają. Najlepsza stanowczo Maria Skibniewska. Marii i Cezarego Frąc da się czytać, choć to już nie to samo. Ale Łozińskiego jest tragiczne i masakryczne.

  11. Książka, jak książka, ale wiersz wstępny przetłumaczony przez Łozińskiego to jest koszmar. U Skibniewskiej W krainie Mordor, gdzie zaległy cienie, oryginalnie jest In the land of Mordor, where the shadows lie, czyli tłumaczenie i wierne i ładne, u Łozińskiego W Mordorze, moc którego zwycięży niechciana.

  12. Legolas!!!!!!!!!!

  13. U nas dwa tomy Władcy w tłumaczeniu Łozińskiego stanowią podkładkę pod łóżeczko naszego synka :P za to przekład Skibiniewskiej leży spokojnie na półce i czeka aż przeczytam wszystkie tomy po raz dwudziesty w życiu ;)

    • Podziwiam , ja przeczytałem raz , ale właśnie lecę do księgarni i jak wrócę zagłębie się w ten piękny świat ;)

      • W takim razie przyjemnego czytania! :-)

  14. Wszystko o czym piszesz to prawda. Przeczytałam Władcę Pierścieni tak w tłumaczeniu Łozińskiego jak i Skibniewskiej i rzeczywiście – bez porównania. Łazik, Tajar… Można zwątpić, naprawdę.

    • Dobrze, że Wydawnictwo Muza stale wznawia “Władcę Pierścieni” w tłumaczeniu Skibniewskiej :-)

  15. Całkowicie się z Tobą zgadzam – pani Skibniewska rządzi :) Co do Łozińskiego, to jak słyszę w ogóle napomknienie o Łaziku, czy Bagosznie, to aż mi gula skacze – co za dramat!

Napisz komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *