Jak w osiem minut wzruszyć widza
Dobry film – bez różnicy fabularny czy animowany, pełnometrażowy bądź krótkometrażowy – jest w stanie silnie oddziaływać na widza. Może go zaskoczyć, przestraszyć, rozśmieszyć lub wzruszyć. Jeśli chodzi o to ostatnie, “Odlot” jest tego doskonałym przykładem.
Nie będę streszczał fabuły “Odlotu” stworzonego przez Pixara (oryginalny tytuł “Up”) – zainteresowanych odsyłam np. do Wikipedii, gdzie znajduje się szczegółowy opis. Warto jednak powiedzieć, że film z 2009 roku, który wyreżyserowali Pete Docter i Bob Peterson, otrzymał ponad 50 nagród i wyróżnień, w tym dwa Oscary za “Najlepszy pełnometrażowy film animowany” i “Najlepsza muzyka filmowa”. Był także nominowany w kategorii „Najlepszy oryginalny scenariusz”, jednak statuetkę zgarnął film “The Hurt Locker. W pułapce wojny”.
Choć cały film jest świetny i warty obejrzenia, najlepsze sceny pojawiają się już na samym początku, które pokazują wspólne życie głównego bohatera Carla i jego ukochanej Ellie.
Dobra miłosna opowieść
Te osiem minut to według mnie świetny materiał szkoleniowy, który można w kółko analizować i na jego przykładzie uczyć się konstrukcji doskonałej historii. Oglądając scenę zadawajcie sobie pytania typu: w jakich okolicznościach bohaterzy spotkali się? Co się stało, że spodobali się sobie? Co ich połączyło? Jak zasygnalizowano upływ czasu? Jak pokazano, że są szczęśliwym małżeństwem? W jaki sposób poprowadzono narrację, by znalazły się wszystkie istotne i kluczowe informacje, które wyjaśniają późniejszą motywację do działania Carla Fredricksena?
Warto spisać na kartce wydarzenia przedstawione podczas tych ośmiu minut, by łatwiej móc przeanalizować punkty zwrotne, które zastosowali twórcy opowiadając życie tej kochającej się pary. Jak już to zrobicie, wykonajcie ćwiczenie: spróbujcie sami rozpisać czyjeś życie wykorzystując zaledwie kilka kluczowych momentów. Spróbujecie uchwycić i pokazać te kilka chwil, które wystarczą, by widz dopowiedział sobie historię pomiędzy nimi.
Oglądając otwierającą sekwencję „Odlotu” mam wrażenie, że poznałem życie Carla Fredricksena i jego żony Ellie dość dokładnie, mimo że zaprezentowanych jest zaledwie kilka scen. Jednak to wystarczy, bym nabrał do nich sympatii, uśmiechał się razem z nimi, a potem im współczuł.
Zobaczcie zresztą sami. Poniżej scena otwierająca film “Odlot” (niestety, w dwóch częściach). Czy będziecie płakać po obejrzeniu tych ośmiu minut? Jak najbardziej.
PS. Jeśli do tej pory jeszcze ani razu nie oglądaliście „Odlotu” od początku do końca – zachęcam do nadrobienia zaległości!