Coś pożyczonego Emily Giffin, czyli jak ciekawy pomysł zepsuć fatalnym finałem

Opublikowano 13 maja 2015 w: O pisaniu | 2 komentarze

Książka amerykańskiej autorki bestsellerów to dobry przykład, jak stworzyć historię, która sprawia, że chce się czytać powieść do końca, ale jednocześnie pokazuje, jak można całkowicie zepsuć odbiór historii poprzez niewiarygodny i zupełnie pozbawiony sensu finał.

„Coś pożyczonego” (Something Borrowed) to debiut literacki Emily Giffin, który w sprzedaży pojawił się w 2004 i od razu trafił na listę bestsellerów New York Timesa.

Siedem lat później miała premierę ekranizacja powieści pod tym samym tytułem. Filmu nie oglądałem, dlatego wypowiadam się jedynie co do oryginalnej historii opisanej przez Giffin.

„Coś pożyczonego – opis książki
Oto oficjalny opis powieści, byście zyskali kontekst: „Rachel uważa się za racjonalistkę, która w każdej sytuacji postępuje właściwie. W przeciwieństwie do jej przebojowej przyjaciółki Darcy, nie zawsze lojalnej. Jedna noc sprawia, że role się odwracają. Po przyjęciu z okazji swoich trzydziestych urodzin Rachel budzi się u boku narzeczonego Darcy. Początkowo chce jak najszybciej zapomnieć o całej sprawie, ale zakochuje się i brnie w kłopoty. Tymczasem data ślubu Darcy i Deksa jest coraz bliższa… ”

Początek, który zaciekawia
Autorka wyszła ze świetnego założenia – co się stanie, gdy druhna prześpi się z narzeczonym swojej najlepszej przyjaciółki. W ten sposób zaczyna się powieść. I choć postaci są płaskie i przewidywalne, dialogi nudne i wszystko jest bardzo schematyczne, to jednak nie można się oderwać od czytania z jednego prostego powodu. Ma się ochotę dowiedzieć, co będzie dalej. Wciąż zastanawiamy się, jak skończy się ta opowieść.

Niespójni bohaterzy
Chciałbym dać się porwać opowieści Giffin, jednak stale coś przeszkadza w narracji. Weźmy chociażby głównych bohaterów. Trudno zrozumieć dlaczego zahukanej, ciapowatej Rachel, która najwyraźniej nie umie zawalczyć o to, co dla niej ważne w życiu, pisarka wybrała ze wszystkich zawodów na świecie akurat profesję prawniczki. Czy miało to podkreślić racjonalizm i powagę bohaterki? Niestety, efekt jest odwrotny od zamierzonego.

Z kolei Darcy (oczywiście blondynka) jest przebojowa, pracuje w public relations, zarabia więcej od Rachel i ubiera się w najlepszych sklepach. Do tego ma narzeczonego Deksa, którego autorka przedstawia jako porządnego, prawego faceta (jest prawnikiem jak Rachel, poznali się na studiach), który jednak – mimo zalet nadanych mu przez Giffin – idzie do łóżka z najlepszą przyjaciółką swojej przyszłej żony.


Podoba Ci się moje pisanie? Napisałem również powieść (do kupienia za ok. 12 zł): Porachunki - Wojciech Krusiński


Moim zdaniem pokazuje to dużą niekonsekwencję w budowaniu postaci i nie przyczynia się do uprawdopodobnienia historii. Ale jeszcze można by to wszystko przeboleć, gdyby nie…

Finał, który rozczarowuje
Jako autorzy musicie pamiętać, że koniec opowieści musi być tak samo dobry, jak początek, gdyż rzutuje on na odbiór całości. Mniej więcej do połowy “Coś pożyczonego” czyta się znośnie, potem już jest coraz gorzej i tylko ciekawość, jak to się wszystko skończy, sprawia, że brniemy dalej.

Jednak wszystko psuje finał, który ewidentnie został wymyślony w ten sposób, by wszystkich zadowolić. Niestety, sprawił on, że całość wydaje się banalną bajeczką.

W tekście “Warsztat pisarza: jak stworzyć wiarygodny finał?” staram się przekonać, że bohater powinien mieć wpływ na zakończenie opowieści, inaczej czytelnik nie poczuje się usatysfakcjonowany poznając koniec danej historii. Postaci powinny bowiem ponosić odpowiedzialność za to, co robią. Omawiam to szczegółowo porównując tę samą scenę w powieści i serialu „Gra o tron”.

Nie może być tak, że jakiś inny czynnik sprawia, że nagle główny problem bohatera przestanie mieć w ogóle znaczenie! Dlatego byłem rozczarowany, gdy dowiedziałem się, w jaki sposób Emily Giffin postanowiła zakończyć swoją powieść. Autorka nie zadała sobie bowiem trudu, by pokazać bohaterkę z krwi i kości, która zdaje sobie sprawę z konsekwencji swoich czynów i musi dokonać wyboru. Zamiast tego dzieje się zupełnie coś innego…

Chciałbym tutaj bardziej szczegółowo zanalizować finał, ale nie chcę nikomu psuć lektury, jeśli zdecyduje się sięgnąć po „Coś pożyczonego”. Szczególnie, że zachęcam byście przekonali się sami, jak dobrze Giffin wzbudza ciekawość na początku i co wymyśliła na końcu.

A potem zachęcam zrobić ćwiczenie w ramach szlifowania warsztatu: wymyślić lepszy finał.

PS. Jeśli z kolei szukacie historii ze świetnym finałem, który sprawia, że warto poznać całą opowieść raz jeszcze, polecam “Zaginioną dziewczynę”. Zarówno książka Gillian Flynn, jak również ekranizacja Davida Finchera – rewelacja!

Informacje o książce “Coś pożyczonego” – autorka: Emily Giffin, tłumaczenie: Anna Gralak, wydawnictwo: Otwarte, liczba stron: 400, cena: przegląd promocji o cen w e-sklepach poniżej.

O mnie:

Nazywam się Wojtek Krusiński i goodstory.pl to mój blog dotyczący pisarzy i trudnej, ale i fascynującej sztuki tworzenia ciekawych, wciągających opowieści. Więcej informacji znajdziesz na stronie kontaktowej.

Jeśli chcesz wspomóc ten blog, zachęcam do kupna mojej debiutanckiej powieści "Porachunki". Zobacz opis >

Prowadzę również serwis o podróżach PolskaZwiedza.pl, na którym dzielę się wrażeniami ze zwiedzania Polski i innych krajów świata. Zapraszam do odwiedzin!

2 komentarze

  1. Ten tekst zachęcił mnie do sięgnięcia po książkę :D Bardziej niż zrobiłby to, będąc w 100% pochlebnym.

    • Dzięki :-) Chętnie się dowiem, co myślisz o finale, gdy przeczytasz książkę. Daj proszę znać – mailem albo tutaj w komentarzu!

Napisz komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *