Jorn Lier Horst: Gdy morze cichnie – dobry kryminał z fatalnym finałem, czyli jak nie powinno kończyć się powieści

Opublikowano 16 stycznia 2018 w: O pisaniu | 1 komentarz

Czasami zdarza się, że interesująca historia, która ma wiarygodnych bohaterów, jest sprawnie napisana i poprowadzona, przynosi rozczarowanie, gdy dochodzi się do końca książki. Taka dobra opowieść popsuta czymś tak nieprawdopodobnym, pojawia się wtedy w głowach czytelników. Mnie to niestety spotkało po przeczytaniu kryminału Gdy morze cichnie.

Wielokrotnie już pisałem o norweskim autorze kryminałów, który zanim stał się pełnoetatowym rzemieślnikiem słowa przez lata pracował jako policjant. Dzięki swojej wiedzy, doświadczeniu i stopniowemu rozwijaniu swojego warsztatu i doprecyzowywaniu charakterystycznego stylu Jorn Lier Horst, bo o nim mowa, stał się popularny nie tylko w rodzimym kraju, ale również i m.in. u nas.

Świadczy o tym chociażby fakt, że Smak Słowa co chwila wypuszcza na rynek kolejne dzieła autorstwa Horsta. I robi to w końcu “po kolei” (wcześniej było od najnowszej, a nie najstarszej), mam więc okazję analizować rozwój Horsta jako pisarza.

Jeśli w ogóle nie znacie twórczości Norwega i zastanawiacie się od której książki najlepiej zacząć, mogę podpowiedzieć, że od dowolnej (poza opisywaną w tym tekście). Każdy kryminał stanowi bowiem samodzielną i skończoną całość, zaś wątki poboczne z życia komisarza Williama Wistinga, głównego bohatera serii, nie przeszkadzają w lekturze ani nie wprowadzają zamieszania.

Owszem, może to być nieco kłopotliwe, gdy przeczytacie nowszą powieść Horsta, a potem sięgnięcie po starszą i tam będziecie śledzić rozterki Wistinga wiedząc już jak dana sprawa się ostatecznie skończy. Nie psuje to jednak przyjemności z lektury, gdyż zawsze najważniejszy jest wątek kryminalny.

Tym razem, w powieści “Gdy morze cichnie”, która jest trzecią książką napisaną przez Horsta (premierę miała w 2006 roku), mamy do czynienia z kilkoma zaskakującymi wydarzeniami. Na pierwszy rzut oka – nic je nie łączy. Najpierw Wisting jedzie pomóc nieprzytomnemu mężczyźnie, który zostaje specjalnie porzucony przez kogoś na schodach miejskiej apteki. Jest postrzelony w brzuch i dlatego komuś zależało, by jak najszybciej udzielono mu pomocy. Następnie policja znajduje zwęglone kości na pogorzelisku. Co się stało?

William Wisting próbując rozwiązać te dwie zagadki zamiast odpowiedzi znajduje kolejne pytania, które musi wyjaśnić, by pojedyncze wątki ułożyły się w końcu w logiczną całość.

Muszę przyznać, że mamy do czynienia z ciekawie wymyśloną historią, którą na początku dobrze się czyta. Jak zwykle Jorn Lier Horst, do czego zdążył już przyzwyczaić swoich czytelników, rzetelnie i wiarygodnie opisuje, jak wygląda policyjne śledztwo. Nie ma więc fajerwerków, nagłych zwrotów akcji czy spektakularnych odkryć, lecz żmudna, drobiazgowa robota śledczych.


Podoba Ci się moje pisanie? Napisałem również powieść (do kupienia za ok. 12 zł): Porachunki - Wojciech Krusiński


Lubię czasami sięgnąć po takie powieści, dlatego ta również mi się podobała, jednak o wiele mniej niż pozostałe książki Norwega. Głównie ze względu na ostatnie rozdziały “Gdy morze cichnie”.

Finał nie może być przypadkowy
Nie wiem dlaczego autor zdecydował się na taki rozwój wydarzeń, ale finał powieści jest… kiepski. Opiera się na szczęśliwym zbiegu okoliczności, przypadku, i to tak wielkim, że aż niewiarygodnym. Czy w prawdziwym życiu mogłoby coś takiego się zdarzyć? Nawet jeśli, to i tak przebieg “akcji” jest – moim zdaniem – bardzo “drętwo” opisany.

Przez to kończymy powieść zawiedzeni. I to z kilku powodów, jednak nie chcę tutaj szczegółowo analizować książki, by nie zdradzić za dużo z fabuły. Dlatego napiszę tylko przestrogę dla innych, którzy zastanawiają się obecnie nad powiżaniem różnych wydarzeń w swojej książce. Finał powinien być kulminacją opisywanej historii. Pojawienie się w ostatniej ważnej scenie głównego bohatera musi wynikać z głównego wątku. To ma być świadome działanie, a nie zrządzenie losu.

Wyobraźcie sobie taką scenę. Protagonista zmierza do pracy. Normalnie idzie 10 minut szybkim krokiem słuchając muzyki i nie rozglądając się na boki, ale akurat dzisiaj, w połowie drogi, dostrzega, że rozwiązał mu się but. Schyla się więc i go zawiązuje. Wstając przegląda się w witrynie sklepowej i widzi, że w szybie odbija się facet, który właśnie wsiadł na motor i sięga po kask. Bohater odwraca się i baczniej przygląda twarzy. Dwie sekundy później bingo! Rozpoznaje w nim przestępcę, którego szuka cała policja. Błyskawicznie wyciąga broń, strzela i… koniec książki.

Gdzie tu emocje? Gdzie kibicowanie postaci w jej dążeniu do ujęcia bandyty? Jasne, można dodać scenę pościgu, elementy walki, strzelaniny, ale i tak nie mamy możliwości “poczuć”, że trwa wyścig z czasem, by złapać przestępcę.

Jestem przekonany, że nawet tak banalną scenę, jak powyższa, dałoby się przerobić, by nadać jej jakiekolwiek dramaturgii i wiarygodności…

Podobnie już pisałem przy okazji książki Emily Giffin “Coś pożyczonego” – uważam, że autorka wpadła na ciekawy punkt wyjścia do interesującej historii, jednak zepsuła całość zarówno jednowymiarowymi bohaterami, rozwiązaniami fabularnymi, jak również pozbawionym sensu finałem.

Do Horsta mam na szczęście tylko jeden zarzut – sprawił, że wkurzyłem się po przeczytaniu książki, bo autor moim zdaniem poszedł na łatwiznę. Zamiast dalszego śledztwa, analizowania zebranych dowodów i  wyciągania wniosków, jest Przypadek. Specjalnie piszę wielką literą, bo Przypadek rozwiązał problem fabularny. Jak połączyć A z B? Nijak. Trzeba podstawić to po prostu pod nos Wistingowi. Stąd moja opinia, że jest to – jak na razie – najsłabsza powieść Horsta, którą czytałem.

Wszystkich zainteresowanych jak powinno się tworzyć dobre zakończenie opowieści odsyłam do tekstu “Jak stworzyć wiarygodny finał”, w którym analizuję tę kwestię na przykładzie filmów Rocky (dobry przykład) i Wojownik (zły przykład).

Informacje o książce Gdy morze cichnie – autor: Jørn Lier Horst, tłumaczenie: Milena Skoczko, wydawnictwo: Smak Słowa, liczba stron: 348, cena: przegląd cen i promocji w e-sklepach poniżej.

O mnie:

Nazywam się Wojtek Krusiński i goodstory.pl to mój blog dotyczący pisarzy i trudnej, ale i fascynującej sztuki tworzenia ciekawych, wciągających opowieści. Więcej informacji znajdziesz na stronie kontaktowej.

Jeśli chcesz wspomóc ten blog, zachęcam do kupna mojej debiutanckiej powieści "Porachunki". Zobacz opis >

Prowadzę również serwis o podróżach PolskaZwiedza.pl, na którym dzielę się wrażeniami ze zwiedzania Polski i innych krajów świata. Zapraszam do odwiedzin!

1 komentarz

  1. Też finał tej książki nie podobał mi się. Jak można było tak zepsuć dobrą opowieść

Napisz komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *